Zabawnie czytać w gazecie o miejscach, które widuję codziennie. Jeszce weselej, być gdzieś, a potem zdać sobie sprawę, że nazwa brzmi znajomo a topografia jest przejrzysta, bo pamiętam je z dziecięcej lektury. Najśmieszniej jednak przeczytać o czymś co robią wszyscy wokół... Przynajmniej według dziennikarzy.
Artykuł [niejawnie sponsorowany] o warszawskich "śniadaniowniach" wywołał burzę na forum gazeta.pl. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony tekst jest straszny, bo po jego przeczytaniu pozostaje ogromny niesmak. Generalizacja również przeogromna i zatrważająca.
Ale czy sama idea modnych "śniadaniowni" jest zła? Ostatecznie, to czy się utrzymają zależy od konsumenta - nie pójdziesz, nie zapłacisz, nie zarobią. Skądinąd wiem, że osiem złotych za kanapkę to nie tak dużo biorąc pod uwagę, że chodzący po firmach Panowie i Panie Kanapki mają dość podobny przedział cenowy. Kiedy przyjechałam do warszawy byłam zachwycona, że ciągle coś się dzieje, nocą w centrum jest całkiem sporo ludzi [Poznań wyludnia się przed jedenastą wieczorem], a ilość dobrych knajp jest więcej niż zadowalająca.
Niech sobie "śniadaniownie" działają spokojnie. Bojkotujmy za to nierozgarniętych dziennikarzy i nachalne wciskanie tego, co akurat ktoś uzna za modne. Może przez nich stracimy coś dobrego?
A na marginesie - co zwyczajny Polak jada na śniadanie?
Powyżej jedno z moich - chleb pieczony przez mojego teścia, na górze jajko na miękko, masło, babciny pasztet, a do tego lekko"przeciągnięte" espresso.
Kaszka manna z syropem malinowym, niestety kupnym.
Sadzone jajko i parówka. A w tle kubek mocnej herbaty.
Kawa z mlekiem, jajecznica z papryką i szypiorem, kanapki z teściowego chcleba, z twardym serem maźnięte koncentratem, z braku ketchupu.
Jajecznica za szczypiorkiem, kanapki na bułce wrocławskiej/kawiorce/batonie szwedzkim, herbata, śledziki i tosty z nutellą i bananem.
Hmm, idę zrobić sobie śniadanie! :D Efekt do zobaczenia na nowopowstałej stronie bloga na twarzoksiążce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz